Moje ostatnie wpisy

  • We śnie on śpiewał mi Przychodził w snach Ten głos co wzywa mnie I wypowiada imię me I czy ja znowu śnię? Już znalazłam Ten Upiór z opery tu jest W umyśle mym  :: Tak. Moż enie do końca w to wierzę, może nie do końca mam wystarczjaąco dużo siły, ale spr&oacut

    123 miesiące temu

  • Przyniosłam czarne róże ty tak kochasz czerń obcych źrenic ludzkich dusz pustych słów i snów  :: http://krwawy-pergamin.blogspot.com/

    123 miesiące temu

  • ,,Książę ciemności jest dżentelmenem" - Szekspir    :: ,,Kiedy umrę kochanie,
gdy się ze słońcem rozstanę i będę długim przedmiotem smutnym&nb

    123 miesiące temu

  • ,,Nie sądź, iż jakaś rzecz jest niemożliwa tylko dlatego, że wydaje ci się trudna." - Marek Aureliusz  :: Nie jest źle, naprawdę nie jest źle. Muzyka powoli wypełnia moje życie i zaczynam sobie zdawac spraw

    123 miesiące temu

  • To tkwi we mnie, zbyt głęboko, bym mogła dosięgnąć. Podaj mi dłoń, ty wiesz... Teraz, teraz, teraz się nam uda.  :: Czego się boję najbardziej? Ran. 
Nie, nie swoich - było ich zbyt wiele i zbyt wiele ich bę

    124 miesiące temu

  • Zaczekaj chwilę, bo to twojej dłoni szukam! To ty mi się śnisz, gdy noc jest zbyt ciemna, by szukać odpowiedzi. To twoje oczy widziałam na dnie duszy! Czekaj na mnie, bo...  :: Cóż, kochani, wiele się zmieniło. Tak wiele, że sama nawet nie potrafię powiedziec, co do

    124 miesiące temu


Albumy

Aby wykonać akcję musisz się zalogować.

Jeżeli nie masz jeszcze konta zarejestruj się.

Aby wykonać akcję musisz się zalogować.

Jeżeli nie masz jeszcze konta zarejestruj się.

Miłość bywa niekiedy najokrutniejszym wrogiem, który wznosi nas ponad najwyższe szczyty, by zaraz potem zepchnąć w przepaść.

Album: Odpadki  

Miłość bywa niekiedy najokrutniejszym wrogiem, który wznosi nas ponad najwyższe szczyty, by zaraz potem zepchnąć w przepaść.

Aparat: SAMSUNG - EXIF
Model: SAMSUNG ES30/VLUU ES30
Przysłona: f/3.5
Ogniskowa: 4.9mm
Naświetlanie: 1/90s
ISO: 100

Włącz muzykę/film

Wszystko to, co nie pasuje nigdzie indziej :P

 

     Komus się nudzi? :D Bo mnie naszła wena <3 

 

 

     Ciężko szło mu się pod górę. 

     Wiatr dął od północy, zachęcając ciemny płaszcz wędrowca do podniebnych harców. Słońce niedawno skryło się za szczytami Ellen Murri, ukrywając swój boski majestat przed śmiertelnikami. Na jakiś czas. Srebrzyste gwiazdy powoli, jakby nieco speszone, ukazywały się ludzkim oczom, tworząc rozległe konstelacje. Wędrowiec patrzył w dół. 

     Czoło miał mokre od potu, usta zaciśnięte, oddech przyspieszony. Biegł, dopóki starczyło mu sił, potem szedł szybko, aż w końcu siły go opuściły i zaczął posuwać się niespiesznie naprzód. Na głowę miał zarzuconą ciemną opończę, aby nikt go nie rozpoznał. Niósł ze sobą ciężki tobołek, w którym nie było ani jedzenia, ani broni. Można się było nawet pokusić o stwierdzenie, że nie było w nim nic cennego, czy godnego uwagi. A mimo to, wędrowiec stąpał ostrożnie, chroniąc zawiniątko przed najmniejszym wstrząsem, jakby od tego zależało jego życie. I poniekąd tak było.

     Wędrowiec zatrzymał się nagle, tuż przed ogromną skałą, którą, niczym szlachetny kamień w królewskiej koronie, otaczały iglaki. Uniósł rękę do góry i przytknął ją do chłodnej skały, jakby badał jej powierzchnię. I wtedy nagle, w jednej chwili, wędrowiec zniknął, połknięty przez popielaty kamień porośnięty mchem. 

     Rudowłosa kobieta ledwie drgnęła, gdy tuż przed nią pojawiła się spowita w czerń postać. Ostrzyła swoją zakrzywioną szablę z uwagą i dopiero po chwili zdecydowała się spojrzeć na wędrowca.

     Pierwsze, co rzucało się w oczy, to jego złociste włosy, opadające na ramiona. Kobieta niemal od razu pomyślała,  że niedługo znowu trzeba będzie je obciąć i wymoczyć w wyciągu z kory dębu, by utraciły swój blask. Niebieskie oczy mężczyzny świdrowały ją przez chwilę, jakby ten na coś czekał. Jego wysoka postać rzucała drgający cień na ścianę groty, przy której siedziała kobieta.

     - Wszyscy uciekli - odezwał się mężczyzna, a jego lekko ochrypły, głęboki głos poniósł się echem po jaskini. Rudowłosa znów podniosła głowę znad stali i zmierzyła wędrowca wzrokiem.

     - Dziwisz im się? - spytała, odkładając ostrze na bok. Z uwagą śledziła każdy ruch młodzieńca, przypatrywała się jak zrzuca z siebie czarną opończę i przesuwa tajemniczy tobołek w stronę siennika leżącego w kącie groty.

     Nie odpowiedział na jej pytanie, tylko usiadł nieopodal, obracając w dłoniach pakunek, jakby nie mógł się zdecydować, czy oddać go kobiecie, czy też nie. W końcu jednak podał jej zawiniątko, uważnie obserwując jej poczynania.

     - Jest ich coraz mniej. Nie wiem już, gdzie mam szukać - powiedział, pochylając się do przodu.

     - Będziemy musieli lepiej ich strzec. Garedal i Nostrin powinni już tu być...

     Rudowłosa delikatnie odłożyła tobołek na bok, wkładając go do burego worka. Nie chciała dłużej myśleć nad tym, jak marne są ich szanse na przeżycie i przywrócenie dawnego życia. Starała się żyć tym, co było tu i teraz, chociaż nijak jej to nie wychodziło. Razem ze swoimi towarzyszami pokonała już wiele mil, nie bała się niemal niczego, a mimo to martwiła się o przyszłość.

     Zerknęła na złotowłosego mężczyznę siedzącego na wprost niej. Wiele ich łączyło, sporo razem przeszli i naprawdę go lubiła. Żałowała, że są z góry skazani na samotność. Kto wie, może, gdyby żyli w lepszych czasach, mogliby... Kobieta potrząsnęła głową, aby wygnać z niej bolesne wizje utopijnej przyszłości. Poczuła rękę blondyna na kolanie i zorientowała się, że młodzieniec kuca obok niej, wpatrując się z uwagą w jej napiętą twarz. Uśmiechnęła się z wdzięcznością, czując jak jej serce bije coraz szybciej.

     - Hej, Ravenil - odezwał się mężczyzna. - Będzie dobrze, zobaczysz. Znajdziemy je i wszystko się ułoży.

     - Wiesz, muszę ci coś... - zaczęła Ravenil, ale dokończyć nie było jej dane.

     W wejściu do jaskini ukazało się dwóch mężczyzn, którzy różnili się niemal wszystkim.

     Jeden, niski i barczysty, posiadał bujną, brązową brodę, która sięgała mu nieco poniżej pasa. Był potężnym krasnoludem odzianym w ciemne, podróżne szaty. Przy pasie miał topór i krótki miecz, na plecach okragłą tarczę. Jego hełm był przyozdobiony dwoma rogami, lekko zawiniętymi. Oczy miał lekko zmrużone i ciemne, wydawał się wiecznie zamyślony.

Drugi mężczyzna był wysoki i smukły, przypominał wiotkie drzewo, gdy tak stał, odziany w zielonkawe szaty. Włosy miał hebanowo czarne, związanę z tyłu głowy. Nosił srebrzystą zapinkę, na plecach miał łuk, a za pasem sztylety.

Twarze obu przybyszy były napięte, czoła zmarszczone, zupełnie, jakby nie potrafili znaleźć wyjścia z kłopotliwej sytuacji.

- Garedal - szepnęła Ravenil, wstając. - Nostrin... Co się...

- Znaleźli nas - rzekł posępnie krasnolud, podczas, gdy jego towarzysz zaczął krążyć po grocie i zabierać najpotrzebniejsze rzeczy.

- Jak? Przecież użyliśmy magii! - zawołał złotowłosy młodzieniec.

Nie chciał opuszczać bezpiecznej kryjówki. Mieszkali w tej jaskini całą zimę i zaczynali się w niej czuć jak w domu. Żadne z nich nie chciało ryzykować życia, opuszczając schronienie. Mężczyzna spojrzał na Ravenil, która właśnie sięgała po swoją szablę. Wydała mu się na tyle krucha, że byle podmuch wiatru mógłby ją porwać, odebrać blondynowi to, co było dla niego najważniejsze. Chciał ją chronić, ale sam nie mógł być pewny, że dożyje jutra. Jaką przyszłość miałby jej zapewnić?

- Magia - odezwała się rudowłosa, wciskając mu do ręki miecz - bywa zawodna.

Obdarzyła go jeszcze niepewnym uśmiechem, który zamiast dodać odwagi, jedynie pogłębił poczucie bezradności, jakie przepełniało jego serce.

- Eonerze... - powiedziała tak cicho, by ich towarzysze nie usłyszeli ani słowa. - Wierzę w ciebie.

Przez chwilę patrzyli sobie w oczy, zapominając o tym, że stoją pośrodku jaskini, że grozi im niebezpieczeństwo i, że ich towarzysze są z nimi w grocie. Nie istniało nic prócz nich, świat zdawał się zatrzymać tylko po to, by ci dwoje mogli nacieszyć się jedną z ostatnich chwil spędzonych razem. Nikt by im nie wróżył wspólnej przyszłości - złączyła ich walka w imię jednej idei, kilka blizn z pola bitwy, wspólne problemy.

Kobieta wspięła się na palcach, opierając dłońmi o ramiona Eonera i delikatnie musnęła jego usta, jakby chciała wyryć na nim piętno. Czyżby mieli się już nie zobaczyć?

- Ravenil, gdzie moja kolczuga? - zawołał krasnolud, rozwalając bagaże.

Kobieta jeszcze raz spojrzała Eonerowi głeboko w oczy i w chwilę później już pomagała Garedalowi szukać kolczugi. Złotowłosy młodzieniec zastanawiał się, czy przypadkiem nie śni, ale ukradkowe spojrzenia Ravenil utwierdziły go w tym, że wszystko wydarzyło się naprawdę. I pomimo niebezpieczeństwa, które zawisło nad czwórką wędrowców niczym katowski miecz, Eoner czuł radość, przepełniającą go od środka, zupełnie, jakby wziął duży łyk miodu pitnego. Przyjemne ciepło rozchodziło się po całym jego ciele. Kochała go! A on kochał ją! Nie potrzebował nic więcej.

- Hej, królewiczu, zbieraj się. - Wysoki, ciemnowłosy mężczyzna przeszedł obok Eonera, niosąc zapasy żywności.

I nagle wszyscy zrozumieli, że grożące im niebezpieczeństwo jest realne i nieodwracalne. Poczuli lęk, że nie dożyją jutra, stracą wszystko to, o co walczyli niemal całe życie, że nie zostanie po nich nic. I wszyscy żałowali, że nie uczynili więcej, choć przecież mogli. Teraz nie byli pewni niczego, ich życie zależało od kaprysu Losu, który rozpoczął już swoją beznamiętną grę.

Kości zostały rzucone.

Jaskinię opuścili w pośpiechu, uginając się pod ciężarem bagaży. Starali się poruszać bezszelestnie, co nie zawsze im wychodziło, bo biegli najszybciej, jak mogli, pośród leśnych ostępów. Niejednokrotnie dał się słyszeć czyjś cichy syk, gdy któryś z wędrowców potykał się o wystające korzenie.

Do uciekinierów docierały wrzaski zbliżających się ludzi; Ludzi, którzy nieśli ze sobą śmierć dla tych, którzy się przeciwko nim buntowali. Nie znali litości, nie dało się ich przekupić pieniędzmi, lamentami, ani ofiarami. Nic nie zdołało poruszyć ich twardych jak głazy serc, roztopić lodu, jakim były skute ich dusze, przełamać masek obojętności, przylegających do ich twarzy. A teraz szli, szli, szli niestrudzenie, niszcząc wszystko na swojej drodze; gonili za czwórką uciekinierów, aby ich zniszczyć, zdeptać niczym złocistą pszenicę. Niósł ich wiatr, łopotał pelerynami, upodabniając rycerzy do olbrzymich, drapieżnych ptaków. Polowanie się rozpoczęło.

Ktoś krzyknął, ni to kobieta, ni mężczyzna, nie wiadomo, czy ze strachu, czy złości. Jednak przerwano w końcu ciszę, unoszącą się nad ciemnym wzgórzem, gęstą jak krasnoludzki gulasz. Gdzieś zarżał koń, a może tak się tylko wydawało, ktoś zarechotał z drugiej strony. Każde drzewo wydawało się być wrogiem, a szelest liści śmiertelnym świstem strzały. Trzepot skrzydeł odlatującego ptaka zdawał się przemieniać w odgłosy ponurego orszaku Śmierci. Serca były szybciej, w żyłach krążył strach, każdy oddech zdawał się być ostatnim, każdy przybliżał do końca.

Ale czym właściwie był koniec?

Dla jednych po prostu śmiercią – było to tak banalne, że aż niemożliwe. Bo czy śmierć nie powinna być początkiem? Tak, jak każdy koniec zapowiada coś nowego, a po życiu na ziemi, czeka nas... coś? Bo to, że oprócz marnej egzystencji tutaj, czeka nas coś jeszcze, było pewne. Więcej nawet, niż pewne.

Dla innych znowu koniec następował jeszcze za życia. Byli to ludzie zranieni, zdradzeni, opuszczeni... Ten koniec był dożo gorszy, bo nie można było od niego uciec, nie było szansy na przywrócenie normalności. Ten koniec trzeba było przeczekać, cierpiąc w samotności.

Eoner dobył miecza.

Nie bał się śmierci. Przez całe swoje życie zdążył do niej przywyknąć. Ale nie było to takie zwykłe przyzwyczajenie, jak do ulubionej zabawki, czy do wiernego psa. Ten jego rodzaj cechował się tym, że człowiek pogodził się z nieuniknionym i oswoił z myślą, że któregoś dnia już do nie będzie. Ot, kolejne życie zniknie. Nie chciało się tego, ale rozumiało, że nie ma wyjścia.

Złotowłosy młodzieniec zerknął na Ravenil, która sięgała po swoją szablę.

Musiał ją chronić, miał tylko ją, tylko ją kochał, tylko dla niej żył. Jakże okrutna była myśl, że może jej już nigdy nie zobaczyć! Eoner przez krótką chwilę wierzył, że upora się ze wszystkimi problemami, wywalczy godne życie dla siebie i Ravenil. Tęsknił za tym momentem, pragnął przez resztę życia stać pośrodku jaskini i czuć jej ciało obok swojego, jej usta, na swoich, jej oddech muskający jego twarz, jej...

- Nadchodzą!

Co? Mężczyzna rozejrzał się dookoła nieprzytomnym wzrokiem. Zewsząd nadchodziły ciemne postacie, dzierżące miecze, kusze i sztylety. Uciekinierzy rzucili się do walki, głupio, bezmyślnie, a jednak z wiarą, że im się uda. Kilku nieznajomych wrogów padło, jednak zaskoczenie powoli mijało, a napastnicy mieli coraz większą przewagę – nie tyle w liczbie, co w uzbrojeniu.

Przyjaciele zbili się w niewielką grupę, stykając się ramionami. Spowici w czerń rycerze byli coraz bliżej. Serca były szybko, myśli za nimi nie nadążały, strach z czterech ciał wzbił się w górę niczym niewidzialny, dławiący w gardle dym i chichotał złośliwie.

- Chodź – rzekł jeden z nieznajomych, wyciągając dłoń w stronę rudowłosej kobiety.

Eoner zasłonił Ravenil własnym ciałem, spoglądając hardo na ciemnych rycerzy. Trzymał przed sobą miecz, był zdecydowany. Gdyby trzeba było, zginąłby, broniąc kobiety. Kilku rycerzy zarechotało, zbijając młodzieńca z pantałyku.

- Eonerze – szepnęła Ravenil, kładąc dłoń na jego ramieniu.

Patrzyła mu w oczy tak, jakby prosiła o wybaczenie, chociaż nie miała za co przepraszać. Chyba... Blondyn pokręcił głową, nie rozumiejąc nic z zachowania kobiety. Dlaczego... Och. Nagła myśl uderzyła w niego niczym sztylet, wbiła mu się prosto w serce. Omal nie zgiął się wpół. Na twarzy Ravenil pojawił się pokrzepiający uśmiech, który Eoner pragnął jak najprędzej zetrzeć, zanim utrwali mu się w pamięci. Nie ważne jak – pocałunkiem, czy ciosem. Pragnął, by nie było tego uśmiechu, tych pospiesznie wyszeptanych przeprosin, wartych tyle, co nic. Chciał zapomnieć o tym, że istnieje kobieta, na widok której czuł przyjemne ciepło rozlewające się falami po całym ciele. Byle tylko wymazać z pamięci jej zielonkawe oczy, jej różowe usta, jej piękne ciało. Zapomnieć o tej, którą kochał, a która go zabiła. Dała nadzieję, tchnęła w niego życie, by potem je odebrać. Pewnej pogodnej nocy, która nawet mogłaby być piękna, gdyby nie ból, jaki odczuwał Eoner.

- Jak...? - zapytał ochryple.

- Przepraszam, nie chciałam – powiedziała. - Naprawdę cię lubiłam.

Tylko tyle było mu dane usłyszeć od Ravenil, kobiety, która dała i odebrała mu wszystko. Czy cokolwiek dla niej znaczył? Nie chciał wierzyć, że ta delikatna istota od początku planowała tę noc, usiłował ją tłumaczyć, chociaż sam nie widział żadnego usprawiedliwienia.

Jej smutne oczy i zaciśnięte usta były ostatnim, co zobaczył, zanim poczuł silne uderzenie w głowę. Ten obraz miał zachować w sercu już na zawsze... Miłość bywa niekiedy najokrutniejszym wrogiem, który wznosi nas ponad najwyższe szczyty, by zaraz potem zepchnąć w przepaść. 

 

 


W ogóle ktos patrzy na piosenki? XD

Link do wpisu:

Komentarze

progress
131 miesięcy temu

Jej , genialne *__*

progress: Jej , genialne *__*

odpowiedz

Reklama
131 miesięcy temu

enpe
131 miesięcy temu

fuckinreality:
Jej , genialne *__*


Haha, nie wierzę, że chciało Ci się to czytac! *.* Dziękuję :3

enpe: fuckinreality: Jej , genialne *__* Haha, nie wierzę, że chciało Ci się to czytac! *.* Dziękuję :3

odpowiedz

progress
131 miesięcy temu

enpe:
fuckinreality:
Jej , genialne *__*

Haha, nie wierzę, że chciało Ci się to czytac! *.* Dziękuję :3


A jednak ;)

progress: enpe: fuckinreality: Jej , genialne *__* Haha, nie wierzę, że chciało Ci się to czytac! *.* Dziękuję :3 A jednak ;)

odpowiedz

indestructible
131 miesięcy temu

Boskie . ♥

indestructible: Boskie . ♥

odpowiedz

mistaaaaxd
131 miesięcy temu

*______* ♥

mistaaaaxd: *______* ♥

odpowiedz

fugitive
131 miesięcy temu

Piosenka mi się włączyć nie chce o,O
A tekst?
*__________________________________________________________________________________________________________________*

fugitive: Piosenka mi się włączyć nie chce o,O A tekst? *__________________________________________________________________________________________________________________*

odpowiedz

szyszakk
131 miesięcy temu

< 3333

szyszakk: < 3333

odpowiedz

Gość: DKIp2Qy8Np
118 miesięcy temu

AKAIK yo'vue got the answer in one!

Gość: AKAIK yo'vue got the answer in one!

Dodaj komentarz

nick/imię:

Zaloguj się, jeśli masz już konto.
Zarejestruj się za darmo, jeśli go nie posiadasz.

treść komentarza:

Komentuj

Poleć to zdjęcie znajomym

Miłość bywa niekiedy najokrutniejszym wrogiem, który wznosi nas ponad najwyższe szczyty, by zaraz potem zepchnąć w przepaść.   :: &nbsp;
&nbsp; &nbsp; &nbsp;Komus się nudzi? :D Bo mnie naszła wena <3&nbsp;

Podaj swój adres e-mail

Podaj adresy e-mail znajomych

Napisz wiadomość

Przepisz kod z obrazka:

 

Znajomi

Halo

W każdym razie mamy do siebie jakąś słabość, to jest ważne

Pod osłoną nocy wszystko wydaje się być inne. Ludzie patrzą na siebie w niezwykły sposób. Uczucia się wzmacniają. Serce zaczyna bić zupełnie odmiennym rytmem - rytmem miłości.

Ja

Pozostałe (59)

Ostatnie komentarze

Otrzymane|Napisane

Ostatnio odwiedzili